Niszcząc to ogrodzenie niszczy się wiarę w ludzi
„Chryzantema” przy ulicy Pośpiecha to załęskie ogródki działkowe ze stuletnią historią. Ich położenie na mapie dzielnicy sprzyja częstym wizytom nieproszonych gości od wielu lat. Ostatnio jednak szczególnym zainteresowaniem cieszą się nie same ogródki, lecz betonowe ogrodzenie. Nie wiedzieć czemu ktoś konsekwentnie próbuje zmienić je w gruz.
Działkowicze i Zarząd ogródków załamują ręce, dowiadując się, że kolejny fragment ogrodzenia został zdewastowany. Nie potrafią zrozumieć, jakimi powodami kierują się sprawcy. Relacjonują rozgoryczeni: – Przez tydzień już był spokój, jednak przedwczoraj znów ktoś między godziną 19 a 21 zaliczył kolejną betonową płytę.
Taka przyszłość Załęża?
Prezes działek, załężanin od urodzenia, z wielkim zaangażowaniem opowiada historię tego ogrodzenia, które od lat jest niszczone. Tak jakby ktoś za punkt honoru postawił sobie likwidację ogrodzenia. Prezes jest zdeterminowany, aby znaleźć sprawców. Z żalem opowiada o tych przykrych wydarzeniach. Nie rozumie skąd w ludziach tyle agresji, skąd potrzeba niszczenia czyjegoś mienia, brak empatii, brak wyobraźni, brak szacunku.
Mały, własny świat Eli
Ciężkie betonowe płyty leżą potrzaskane w ogródku pani Eli. Kolejne. Wciąż ich przybywa, tak samo jak dziur w ogrodzeniu. Stoi przed swoim ogródkiem, wraz z dwójką swoich małych dzieci. Jest przygnębiona tymi zniszczeniami, zmęczona tym niekończącym się problemem. Ogrodzenie, które miało chronić jej ogródek, stało się jej zmorą. Ten ogródek jest dla rodziny pani Eli ważnym miejscem. Od wiosny do jesieni może na tych kilku zielonych metrach kwadratowych odpocząć wraz dziećmi. To jej mały, własny świat. Świat, do którego ktoś próbuje wtargnąć, zniszczyć go, odrzeć z prywatności.
Mały syn pani Eli kolejny raz staje przed tym nieszczęsnym ogrodzeniem, widzi połamane płyty leżące w jego ogródku, słucha naszej rozmowy. Od najmłodszych lat doświadcza skutków czyjejś niegodziwości. Choć zapewne nie do końca rozumie co się dzieje, to jednak już wie, że może trafić w życiu na ludzi, którzy bez powodu mogą mu coś zniszczyć lub odebrać.
Może czas na refleksję, zanim będzie za późno?
Art. 288 Kodeksu karnego ostrzega: Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Może to tylko strachy na lachy, bo przecież śmiałków, którzy robią z ogrodzenia puzzle nikt nie złapie. A jeśli jednak ktoś ich w końcu wytropi? Dużo się o tym mówi w okolicy, ludzie obserwują, widzą wiele, domyślają się.
Nie będzie szkoda z tak głupiego powodu zadrzeć z wymiarem sprawiedliwości? Nababrać sobie w papierach? Może już nie być tak zabawnie, gdy sąd za okoliczność obciążającą uzna nie tylko znaczny rozmiar wyrządzonej szkody, ale także działanie z niskich pobudek, mające charakter niczym nieuzasadnionego wandalizmu. Na ocenę społecznej szkodliwości czynu może wpłynąć też fakt, że sprawcy uszkodzili część nieruchomości wspólnej, z której korzysta szereg osób.
To uderza w załężan, w naszych ziomali!
Póki co część ogrodzenia nadaje się tylko na gruz. A być może to nie koniec akcji „rozwalmy wszystko w pył!”. Kto za to płaci? Oczywiście działkowicze. Często emeryci, renciści, skromni ludzie o małych dochodach. Muszą wysupłać z kieszeni swoje oszczędności, aby wspólnymi siłami, kolejny raz postawić ogrodzenie. A przecież to załężanie, jedni z nas!
Ta bezsensowna, uporczywa dewastacja mienia „Chryzantemy” sprawia, że działkowicze tracą wiarę w ludzi. Przestają czuć się bezpiecznie we własnej dzielnicy. Najbardziej boli ich fakt, że tego zła doznają ze strony mieszkańców Załęża. Różne opinie krążą o naszej dzielnicy, ale bez względu na to, czy jest to prawda czy nie, to zawsze się podkreśla, że swój swojemu tu nigdy krzywdy nie zrobi. Czyżby?
Bzdury. W ten płot tłuką samochody, jadące za szybko, podbite na progu zwalniającym!