Planszówka Tour de Załęże – duma naszej dzielnicy [WYWIAD]
Tour de Załęże, to wyjątkowa gra planszowa i co zadziwiające, jest ona… nieco zapomniana. A szkoda! To owoc ogromnej pracy pasjonatów Załęża, ludzi, którzy wciąż pogłębiają wiedzę o swojej dzielnicy i pragną przekazywać ją mieszkańcom Załęża. Dziś rozmawiamy z pomysłodawcami i twórcami planszówki, jaką nie mogą poszczycić się inne dzielnice.
Marta i Bartosz Mazur żyją w dzielnicy Załęże od zawsze. Poznali się w liceum 18-19 lat temu i okazało się, że mieszkają nie tak daleko od siebie. Również zawodowo są związani z Załężem. Oboje pracują jako nauczyciele w Zespole Szkół i Placówek nr 2 przy ulicy Zarębskiego. Marta uczy matematyki i informatyki, a Bartosz języka angielskiego. Załęże jest bardzo bliskie ich sercu – Bartosz pasjonuje się dzielnicą od kilkunastu lat i pracuje nad książką o Załężu, a Marta wspiera go w tych działaniach.
Ewa Inn: Gra Tour de Załęże bez wątpienia jest dumą Załęża. Mało która dzielnica może pochwalić się własną planszówką, która dorównuje poziomem kultowej grze Monopoly. Co sprawiło, że postanowiliście stworzyć tę planszówkę? Czy najpierw pojawił się pomysł stworzenia gry planszowej, a potem jej załęska tematyka? Czy jednak przede wszystkim chodziło o zaprezentowanie walorów Załęża, a gra była jedynie środkiem przekazu?
Marta i Bartosz Mazur: – Gra powstawała w latach 2016-2017 w ramach programu Erasmus+. Od samego początku chcieliśmy połączyć pasję Bartka z programem i zachęcić uczniów do poznania historii ich dzielnicy. Tematem przewodnim programu Erasmus+ była „Radość z czytania, radość z pisania”.
Proszę więc opowiedzieć, jak powstawała gra.
Marta: – Grę tworzyliśmy sami, głównie mąż i ja. W szkole na zajęciach dodatkowych zachęcaliśmy dzieci do pracy nad grą. Były wycieczki po dzielnicy, było wyszukiwanie informacji na dany temat. Mąż zrobił formy z silikonu w kształcie żołędzi, a dzieci używając form, tworzyły pionki do gry. Każdy uczeń, który tworzył grę, otrzymał zadanie do stworzenia karty na planszy, na podstawie informacji, które w czasie wycieczek przekazał im mój mąż. Następnie poprawiał te prace i tłumaczył na angielski. Gra jest w języku polskim i angielskim. Ja, jako grafik amator (to moje hobby), stworzyłam wraz z mężem wersję do druku planszy, pudełka, instrukcji i kart do gry. Punktem wyjścia do gry była gra Fortuna – polska podróbka Monopoly. Dodaliśmy własne mechaniki. Są pytania, na które gracz musi odpowiedzieć i są konsekwencje błędnych odpowiedzi. W grze są między innymi zaleskie szkoły, ogródki działkowe, Pollena Savona, kino Apollo, niektóre budynki czy fabryka Moj.
Patrzę na zdjęcia tej gry i nie mogę uwierzyć, że sami wykonaliście wszystko, bez pomocy podwykonawcy, który wykonałby elementy gry, ot choćby żetony. Jak to robiliście?
Marta i Bartosz: – Faktycznie wszystko robiliśmy sami. Przygotowaliśmy pliki do druku do drukarni i wydruk na papierze naklejkowym, a dużą planszę na płachcie. Żadnej firmy poza drukarnią nie angażowaliśmy. Udało nam się zrobić 5 egzemplarzy. Jeden przekazaliśmy do Miasta, jeden mamy w szkole, trzy pojechały do partnerów programu Erasmus za granicę. Dzieci pomagały przy pierwszym egzemplarzu, później już musieliśmy kolejne kopie robić sami, nawet żetony.
No właśnie, te urocze żetony, to też wasze dzieło?
Marta i Bartosz: – Tak. Formy zostały wykonane z materiałów gospodarstwa domowego i zawierały silikon, skrobię i glinkę polimerową. Glina polimerowa była również używana do tymczasowych form i szablonów. Użyliśmy tych materiałów do produkcji żetonów żołędzi w różnych kolorach. Podobnie domy i hotele wykonane zostały opisaną techniką.
Czy tak wspaniale przygotowana pod każdym względem gra nie powinna być bardziej rozpowszechniona? To nie tylko świetna zabawa dla dużych i małych, ale także spora dawka ciekawych informacji o Załężu. Nie myśleliście o tym, żeby wyprowadzić Tour de Załęże na szerokie wody?
Marta i Bartosz: – Myśleliśmy o stworzeniu wersji komercyjnej, ale dużo z tym pracy i nie wiemy czy byłoby zainteresowanie. Sama gra była prezentowana w Warszawie, na co mogły liczyć tylko najciekawsze projekty, i była promowana swego czasu w gazecie.
Ale to nie powinno tak być, że tak wartościowa gra zbiera kurz w szafie, zamiast bawić i uczyć mieszkańców Katowic. Nie próbowaliście nigdy zainteresować nią na przykład Urząd Miasta? Może znalazłyby się jakieś fundusze w Wydziale Promocji? Ta planszówka to świetna wizytówka nie tylko Załęża ale i Katowic. Może czas, aby zrobić trochę pozytywnego szumu wokół Tour de Załęże?
Marta: – O ile się nie mylę, to miasto dostało jeden egzemplarz, albo przynajmniej było to w Mieście prezentowane przez Panią Dyrektor Beatę Kalinowską ZSiP nr 2. Ja na egzaminie na nauczyciela mianowanego również prezentowałam egzemplarz tejże gry. Gdzieś tam z tyłu głowy jakiś pomysł na wersję komercyjną się tlił, ale po wykonaniu kilku egzemplarzy, gdy zapał nieco ostygł, do kwestii nigdy nie wróciliśmy. Na piknikach osoby pytały czy da się to kupić, ale to była 1-2 osoby na 10, więc nie czuliśmy takiego wielkiego zainteresowania grą.
Powstała też duża wersja planszówki. To świetny pomysł!
Marta i Bartosz: – Tak, stworzyliśmy również wersje dużą – plenerową. Wykonana jest na płachcie z tkaniny PCV frontlight i ma 9 metrów kwadratowych powierzchni.
Ile razy udało się wykorzystać w plenerze dużą wersję Tour de Załęże i przy jakich okazjach?
Marta i Bartosz: – Wersja plenerowa prezentowana była na piknikach Zespołu Szkół i Placówek nr 2oraz w czasie Dni Załęża i tu ciekawostka, to ja projektowałam pro bono plakaty na I i II Dni Załęża, logo z liściem i żołędziem oraz grafiki na kubki, dyplomy. Gra wielkoformatowa była też przez długi okres dostępna na korytarzu szkolnym, w tym w czasie Dni Erasmusa.
Czyli nie tylko pan Mazur ma wielką pasję, ale pani Mazurowa również?
Marta: – O tak! Ze mnie to taki grafik amator. Pierwsze moje pensje, po kilku miesiącach pracy jako nauczyciel, poszły na profesjonalne oprogramowanie – pakiet programów do grafiki komputerowej, tablet graficzny i porządny komputer do grafiki. To jedna z moich pasji. Wykorzystuję ją w pracy, projektując plakaty na różne uroczystości, broszury-informatory szkolne, banery reklamowe itp. Stąd też, dzięki poleceniu mnie przez Panią Dyrektor ZSiP nr 2, narodziła się współpraca z organizatorami Dni Załęża.
O widzisz, czyli Twoja pasja też przysłużyła się promowaniu dzielnicy. Można więc stwierdzić, że jesteście świetnym duetem w tym obszarze. A skoro mowa o zainteresowaniach, to powiedz, jak to jest z Twoim mężem. Wiem, że Bartosz jest mega pasjonatem Załęża i poświęca tej pasji ogrom czasu. Niezliczone godziny w archiwach, studiowanie dokumentów, żmudne wyszukiwanie informacji czy zdjęć – to zabiera kawał życia. Jak na to zapatruje się żona pasjonaty?
Marta: – Pozytywnie. Każde z nas ma swoje pasje, wiele z nich, jak nie zdecydowaną większość, dzielimy wspólnie. Zawsze chętnie słucham, jak mąż z pasją mi opowiada co nowego wyszukał, co odkrył. Na brak zainteresowania z jego strony nie narzekam.
A propos zainteresowania – czy nie jest Wam trochę żal, że gra, w którą włożyliście tyle serca, wiedzy i pracy, angażując przy okazji wiele innych osób w jej stworzenie, jest trochę zapomniana? Zbyt rzadko wykorzystywana? A na domiar złego pandemia sprawia, że nie ma obecnie wcale okazji, aby wyciągnąć z szafy grę i kolejny raz pokazać ją światu.
Marta i Bartosz: – Owszem, to nas boli już od jakiegoś czasu. Stąd też, mimo iż mamy materiał na złożenie kolejnego pudełka, to nie ma motywacji, by usiąść wspólnie i poświecić czas, by złożyć kolejny egzemplarz.
A teraz pytanie o coś, co może już nie jest w modzie, ale mam wrażenie, że was jednak dotyczy. Czy uważacie się za lokalnych patriotów?
Bartosz: – Irytuje mnie, że w artykułach o Załężu zawsze pojawia się obowiązkowy wtręt czy dopisek, że to najbiedniejsza dzielnica Katowic, choćby to była niemal część nazwy. O ile ma to sens w zdaniach typu „na Załężu, najbiedniejszej dzielnicy Katowic, otwarto Dom Aniołów…” to w przypadku „W Załężu, najbiedniejszej dzielnicy Katowic, upadło drzewo…” tego sensu nie ma. Przecież to drzewo nie złamało się pochylając nad biedą w Załężu.
Marta: – Jasne, że jesteśmy lokalnymi patriotami, kochamy naszą dzielnicę.
Gdy widzi się, ile dla niej robicie, to nie sposób podważyć to wyznanie miłosne. Jako załężanka dziękuję wam za ten kawał dobrej roboty na rzecz dzielnicy i czekam na książkę, nad którą Bartosz pracuję, wierząc, że będzie takim samym hitem jak Tour de Załęże. Mam nadzieję, że mogę liczyć na autograf?
Bartosz: – Możesz liczyć na autograf, o ile dożyję wydania tej książki. To wymaga jeszcze sporo czasu i pracy. Nie bez powodu nie powstało nigdy porządne opracowanie o Załężu. Praktycznie każde zagadnienie ma jakieś luki, które trudno uzupełnić.
Wiem, że jesteś cierpliwym, pracowitym człowiekiem i w końcu wydasz swoje dzieło. Czasem dzielisz się swoją wiedzą w mediach społecznościowych i wiedza ta naprawdę imponuje. Mam więc przeczucie, że warto czekać na efekt końcowy twojej mrówczej pracy. Dziękuję wam serdecznie za rozmowę i mam nadzieję, że już niebawem spotkamy się nad plenerową planszą, żeby wspólnie z mieszkańcami Załęża rozegrać partyjkę załęskiej gry.
Marta i Bartosz: – My również dziękujemy.