Pan Ryszard chciał załatać dach. Jego serce nie wytrzymało
W załęskiej kamienicy przy ulicy Zarębskiego 4 w minioną niedzielę doszło do tragedii. Dzielnicę zelektryzowała wiadomość, że na dachu budynku znajdują się zwłoki mężczyzny.
Do wydarzenie doszło 10 marca 2019. W niedzielne południe 61-letni mężczyzna, mieszkaniec kamienicy przy ulicy Zarębskiego, postanowił zreperować dach. Pełnił on w tym domu funkcje dozorcy. Dach był notorycznie naprawiany, lokatorzy z ostatniego piętra narzekają, że w deszczowe dni w mieszkaniu kapie im woda na głowę. Jedna z lokatorek zmartwiona tak opisała stan techniczny dachu: – Z tym dachem to jest tragedia. On się prędzej zawali razem ze strychem.
Wyprawa na dach skończyła się tragicznie
Nie wiadomo co tam, na górze, dokładnie się stało – czy dozorca czegoś się przestraszył, czy stracił równowagę, czy przestraszyły go silne tego dnia porywy wiatru, a może stres związany z przebywaniem na lekko stromym dachu zrobił swoje. Faktem jest, że jego serce prac na wysokościach nie wytrzymało. Pan Ryszard upadł, a jak potem się okazało, zmarł w wyniku zawału.
Przed godziną trzynastą Państwowa Straż Pożarna w Katowicach otrzymała zgłoszenie, w związku z czym na Zarębskiego pojawiły się dwa zastępy PSP, które zajęły się sprowadzeniem zwłok z dachu na dół.
Jak później oświadczył rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Katowicach, przybyły na miejsce wydarzenia lekarz stwierdził zgon z przyczyn naturalnych oraz brak udziału osób trzecich. Poinformował również, że zwłoki mężczyzny zostały wydane rodzinie, a policjanci nie prowadzą w tej sprawie czynności.
Z relacji sąsiadów
Pani Mirella, która mieszka w tej kamienicy, była w centrum tragicznych wydarzeń. Opowiedziała jak wyglądała akcja ratunkowa: – Najpierw o niczym nie wiedziałam, ale ktoś walił mi po drzwiach. Patrzę, a tam siostra pana Ryśka i jej syn i jakiś pan z bloków na Janasa i mówią, żebym zadzwoniła na pogotowie bo na dachu leży Rysiek. Mój chłopak z synem siostry Ryśka poszli na dach, ale tętna nie wyczuwali i powiedzieli, że ma całą głowę sina i szyję. Wtedy zadzwoniłam i powiedziałam, że na dachu leży mój dozorca kamienicy. Ja mieszkam na ostatnim piętrze. Wszystko działo się nad moją głową.
Na nasze pytanie o powód wejścia mężczyzny na dach, pani Mirella mówiła: – Faktycznie chciał poprawić folię, która się odrywa, co zawieje wiatr. Nie raz tam wchodził. Ale nie dostał zawału z tego powodu, że tam wszedł. On miał problemy z sercem. Może wziął za mocne tabletki i serce nie wytrzymało.
Sąsiadka zmarłego z rozgoryczeniem opowiadała co działo się, gdy już przyjechały właściwe służby ratunkowe: – Pan Ryszard leżał tam na dachu 2 godziny. Deszcz padał, a nikt go nawet nie przykrył folią. Straż i pogotowie czekało na policję. Potem przyjechała policja i wszyscy zaglądali na dach co chwilę, ale do czasu zdjęcia go z dachu co, tak jak mówię, trwało co najmniej 2 godziny, żadna ze służb nie okryła go. A deszcz wtedy padał bardzo. To jest nieprawdopodobne, jak potraktowali zmarłego leżącego na dachu. Zero szacunku do drugiej osoby.
Rozmawialiśmy też z sąsiadem zmarłego w niedzielę mężczyzny. Potwierdził, że pan Ryszard postanowił załatać dziurawy dach, wybrał się więc z folią budowlaną na górę i już stamtąd nie wrócił. Pokazując na podwórko sąsiad powiedział z zadumą w głosie: – O, niech pani zobaczy, tam leży jeszcze kawałek tej foli.
61-letni pan Zbigniew mieszkał sam, był ojcem i dziadkiem. Jutro o poranku odbędzie się jego pogrzeb.